wtorek, 11 czerwca 2013

Zadymianie

Obudziliśmy się rano i ... siarczyście zaklęliśmy.Oboje.
Za oknem lało , ciapało, siąpiło, wiało i było zimno!! O żessszzz!
Nooo! Kiełbasy napchane, szynki i boczki naszykowane!
Dzisiaj wędzenie!
Ale jak? Jak wędzić skoro leje? 
Trzymało nas tak kilka godzin. Aż w końcu koło południa przestało. Nie, żeby całkiem przestało, o  nie, siąpiło pomalutku nadal. M nie wytrzymał i poszedł rozpalać. Przygotował sobie podstawowe akcesoria porządnego zadymiacza 
i rozpoczął zadymianie.

Zadymiał tak i zadymiał kilka godzin. Nawet słońce na chwilę wyjrzało, zaciekawione chyba ilością dymu jaką udało mu się wytworzyć. A na koniec :                                                                                      
Kiełbaski upieczone, szynki i boczki uparzone, obciekają  pięknie w piwniczce. A za oknem? A za oknem znowu leje... Padaniem absolutnie tego nazwać nie można.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz